tag:blogger.com,1999:blog-46601642266659483722024-03-13T22:55:04.278+01:00Aleksandra TylPowieści: "Magiczne lato", "Karmelowa jesień", "Anielska zima", "Szalona wiosna", "Aleja Bzów", "Szczęście pachnie bzem", "Miłość wyczytana z nut".
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.comBlogger88125tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-34492366008611055562019-06-04T23:48:00.000+02:002019-06-04T23:48:08.880+02:00Wschody i zachody słońca - premiera w Warszawie<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Kochani, serdecznie zapraszam na spotkanie promujące moją najnowszą powieść "Wschody i zachody słońca", które odbędzie się w środę, 5 czerwca 2019 roku o godzinie 18.00 w Warszawie, w Empiku Arkadia.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifrvdmIe4XQqtL8G-gSY6CdFTNKUsm631cb5IGQWEA_27l5H_mWNBARGWLPL9k5LEzhfKkLxcNrAAdgYNpY5ckBrAVOI7sQ-6foMnQuXVDNSYcQDMLf4NRdYerxvZ-KG-zdnAanMscbTM/s1600/empik_tyl.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="502" data-original-width="960" height="332" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifrvdmIe4XQqtL8G-gSY6CdFTNKUsm631cb5IGQWEA_27l5H_mWNBARGWLPL9k5LEzhfKkLxcNrAAdgYNpY5ckBrAVOI7sQ-6foMnQuXVDNSYcQDMLf4NRdYerxvZ-KG-zdnAanMscbTM/s640/empik_tyl.jpg" width="640" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
WSCHODY I ZACHODY SŁOŃCA<br />
Premiera 05.06.2019<br />
<br />
Sopot. Wielki dom z widokiem na morze. Dwie kobiety – młoda i stara.
Dwa światy – teraźniejszy i ten z przeszłości. I mężczyzna, który
podaje się za pisarza, jego tożsamość pozostaje jednak zagadką.<br />
Do domu bogatej staruszki przyjeżdża nowa opiekunka, zatrudniona
przez rodzinę. Do obowiązków dziewczyny należy nie tylko dotrzymywanie
towarzystwa, lecz także pilnowanie, by w otoczeniu starszej pani nie
znalazły się niewłaściwe osoby czyhające na spadek. Zadanie wydaje się
proste, ale wychodzi na to, że staruszka ma własny plan dotyczący
wykorzystania pieniędzy i prowadzi osobliwą grę, by go zrealizować.<br />
Ta historia ma początek w 1936 roku...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0-zvdlXT8ADMQ7RgxaXAKJEmFm2ehJD8g18gQ9B8x_6GruPTDx9m1AmhctBeU8-eFMcicv2CDi9ONEod64wo9S6ZH_IcnvL6oAC97nIMMN1zhUNuelFAldePzOEV7vzkPQJ2uulWE-tc/s1600/wschody+i+zachody+s%25C5%2582o%25C5%2584ca+grafika.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0-zvdlXT8ADMQ7RgxaXAKJEmFm2ehJD8g18gQ9B8x_6GruPTDx9m1AmhctBeU8-eFMcicv2CDi9ONEod64wo9S6ZH_IcnvL6oAC97nIMMN1zhUNuelFAldePzOEV7vzkPQJ2uulWE-tc/s640/wschody+i+zachody+s%25C5%2582o%25C5%2584ca+grafika.jpg" width="640" /></a></div>
</div>
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-36336573475481740672019-04-15T04:41:00.002+02:002019-04-15T04:41:59.121+02:00Aleksandra Tyl - spotkanie w Rzeszowie 15 kwietnia 2019<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCbCwDu7pA85tXfClfBnjvGyo4aaE2Qd48Q9QCY4TQ8tPI0Ebys7ftjczAd-WGE32r3Rgja_Ks1rNEPGoH7tMsE9-Zo2So_3Plejg1S_gH2ZgWTdq_1r0-G4Dhyphenhyphenl5HTV8gMckVTtlbg9w/s1600/tyl_f6_strona.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1162" data-original-width="822" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCbCwDu7pA85tXfClfBnjvGyo4aaE2Qd48Q9QCY4TQ8tPI0Ebys7ftjczAd-WGE32r3Rgja_Ks1rNEPGoH7tMsE9-Zo2So_3Plejg1S_gH2ZgWTdq_1r0-G4Dhyphenhyphenl5HTV8gMckVTtlbg9w/s320/tyl_f6_strona.png" width="226" /></a></div>
<br /></div>
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-77466874619503031042018-11-19T23:38:00.000+01:002018-11-19T23:38:32.668+01:00Aleksandra Tyl- spotkanie w Szczecinie<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Serdecznie zapraszam na spotkanie, które odbędzie się 22 listopada o godzinie 18.00 w kawiarnio-księgarni "Między Słowami" w Szczecinie :)<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4V58YEy8Te0JB9TtVEEXMEvUrACwL_iSMZLgRQTJmGQPc3_PZTmybIJHdVoaza5hEHOKXIlCYfbQsz0HcPVrvnlTnHk9afc8_EiexKTi3KSpCiY-I9cnadN0CwcPB71RmIehrPPdfmEI/s1600/plakat+Tyl.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1414" data-original-width="1000" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4V58YEy8Te0JB9TtVEEXMEvUrACwL_iSMZLgRQTJmGQPc3_PZTmybIJHdVoaza5hEHOKXIlCYfbQsz0HcPVrvnlTnHk9afc8_EiexKTi3KSpCiY-I9cnadN0CwcPB71RmIehrPPdfmEI/s640/plakat+Tyl.jpg" width="452" /></a></div>
<br />
<br /></div>
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-61654977850537054482018-11-08T18:39:00.000+01:002018-11-08T18:39:21.772+01:00Apteka literacka w Lublinie<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZ0GREUQCLrB4-lpEp58SKaYdI0aHC3YmPpfRT5X3egI6huB-9r0Iiuw8rBT3IePphU6PYKq8LKz7nHDcDAu4C695rThK9rmNit2DaqnOL307la4jnqXiSFRqXY41yb-nr9HJIbLx-S54/s1600/44136719_2397511023609447_1798770004787724288_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="940" height="335" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZ0GREUQCLrB4-lpEp58SKaYdI0aHC3YmPpfRT5X3egI6huB-9r0Iiuw8rBT3IePphU6PYKq8LKz7nHDcDAu4C695rThK9rmNit2DaqnOL307la4jnqXiSFRqXY41yb-nr9HJIbLx-S54/s400/44136719_2397511023609447_1798770004787724288_n.jpg" width="400" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
Lublin <span class="_47e3 _5mfr" title="Emotikon heart"><img alt="" class="img" height="16" role="presentation" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/f6c/1/16/2764.png" width="16" /><span aria-hidden="true" class="_7oe"></span></span> <br />
Tym razem wystąpię w roli prelegentki. Jeśli interesuje Was jak wygląda
praca pisarza, co sprawia największą radość, a co jest trudnością,
jeśli marzycie o tym, żeby napisać własną książkę i zastanawiacie się,
czy pomysł na który wpadliście jest dobry - zapraszam na swój wykład! Te
i inne ciekawostki już 15 listopada na konferencji "Apteka literacka",
organizowanej przez Wyższą Szkołę Przedsiębiorczości i Administracji w
Lublinie. Konferencja jest wydarzeniem w którym duży nacisk kładzie się
na czytelnictwo osób niepełnosprawnych, dla których czytanie stanowi
balsam, zarówno dla duszy, jak i dla ciała <span class="_47e3 _5mfr" title="Emotikon smile"><img alt="" class="img" height="16" role="presentation" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/f4c/1/16/1f642.png" width="16" /><span aria-hidden="true" class="_7oe"></span></span>
Na mój wykład zapraszam wszystkich zainteresowanych nie tylko
czytaniem, ale i procesem pisania. Więcej informacji na temat tego wydarzenia znajdziecie na FB Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie <span class="_47e3 _5mfr" title="Emotikon smile"><img alt="" class="img" height="16" role="presentation" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/f4c/1/16/1f642.png" width="16" /><span aria-hidden="true" class="_7oe"></span></span><br /> Książki łączą ludzi! <span class="_47e3 _5mfr" title="Emotikon heart"><img alt="" class="img" height="16" role="presentation" src="https://static.xx.fbcdn.net/images/emoji.php/v9/f6c/1/16/2764.png" width="16" /><span aria-hidden="true" class="_7oe"></span></span><br /> Do zobaczenia!<br />
</div>
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-69911399049289261022018-10-08T17:26:00.000+02:002018-10-08T17:26:12.648+02:00Jak powstaje powieść – czyli stany euforii i kryzysów podczas pisania<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Nic nie jest tak proste jak się czasem z pozoru wydaje...<br />
To, że chcę pisać i że mam ku temu predyspozycje wiedziałam od dawna. Pisałam już w szkole średniej, potem na studiach. Trzymałam się jednak krótkich form, które z początku publikowane były w niszowych czasopismach, w gazetach studenckich. Miałam frajdę, owszem, ponieważ moje opowiadania podobały się ludziom. Tyle że była to dość wąska grupa. Rzekłabym – bardzo wąska.<br />
To pisanie nie przynosiło też pieniędzy, a więc nie było zawodem lecz pasją, którą wykonywałam w wolnym czasie. Pisałam, lecz grupa czytelników się nie rozszerzała, a ja tkwiłam w miejscu. Zadałam więc sobie pytanie: czego właściwie chcę? Mogłabym przecież pisać opowiadania jak dotychczas, w wolnych chwilach. Jednak uznałam, że za jakiś czas przyjdzie zniechęcenie i dołączę do grona sfrustrowanych autorów, którzy mają pretensje do świata, że nikt nie chce ich czytać, że czytelników nie ma, a już szczególnie nie ma ich w Polsce. Tymczasem ja chciałam dzielić się swoją pasją z innymi, zdobywać czytelników, zarażać ich moim spojrzeniem na świat.<br />
<br />
Pragnęłam napisać powieść…<br />
<br />
I tu zaczęły się schody. Dotychczas, specjalizując się w opowiadaniach byłam przyzwyczajona do zamykania sytuacji, obserwacji i przemyśleń w bardzo krótkich formach. Byłam przyzwyczajona do koncentracji na chwilę – tę potrzebną do napisania opowiadania. Byłam przyzwyczajona do tempa, do zmian – bohaterów, akcji, fabuły. Tymczasem powieść wymaga spędzenia wielu tygodni, miesięcy z tymi samymi bohaterami, a do tego posiada zupełnie inną konstrukcję niż krótkie opowiadanie.<br />
Moje pierwsze podejście do tego tematu okazało się porażką. Po kilku dniach intensywnego pisania znudziłam się, straciłam kontrolę nad fabułą, zaczęłam się rozjeżdżać, zabrakło mi cierpliwości. Kolejne podejście również nie przyniosło pożądanego efektu. Pierwsza euforia podjęcia tematu, euforia znalezienia świetnego bohatera, wciągającej fabuły minęły, bo w trakcie pisania, przyszło znudzenie i odpuściłam. Odłożyłam na bok. Zapomniałam. Z perspektywy czasu myślę, że to odpuszczanie łączyło się z wiekiem. Miałam wówczas jakieś dwadzieścia czy dwadzieścia kilka lat i byłam w gorącej wodzie kąpana. Chciałam efektu już, natychmiast. Chciałam sukcesu. Ale nie da się osiągnąć sukcesu bez pracy :) Odpuściłam wtedy pisanie i zajęłam się czymś innym. Pracowałam w różnych zawodach (też związanymi z pisaniem, ale raczej odtwórczym niż twórczym), zarabiałam niezłe pieniądze. Wyglądało na to, że zmierzam zupełnie inną drogą niż ta, o której wcześniej myślałam. Pocieszałam się, że pisarką zostanę na… emeryturze. Aż przyszedł moment zwrotny, kiedy dobiegałam trzydziestki, byłam młodą mężatką i mamą, miałam też niezłą pracę - zadałam sobie pytanie czy na pewno tak chcę? Czy za wygodne życie odpuszczę własne marzenia? Kocham książki , kocham czytać i pisać. Chcę pisać.<br />
<br />
Tak właśnie jest, że do pewnych spraw trzeba dojrzeć, dorosnąć. Jak widać musiało minąć wiele lat, zanim przeszłam od myśli do czynu i napisałam pierwszą powieść. Nie powiem, że było łatwo, ponieważ tak jak kiedyś tak i teraz miewałam chwile zwątpienia i zastoju, brakowało mi siły i cierpliwości, przychodziło znużenie. Dodatkowo – z powodu pracy zawodowej i obowiązków w domu musiałam wykrajać czas na pisanie kosztem snu. Ale tym razem nie odpuszczałam. <br />
Dziś mam na koncie siedem powieści i okazuje się, że za każdym razem, gdzieś w połowie następuje kryzys. Teraz jednak wiem, że wystarczy go przetrwać, by iść dalej. Potem jest już z górki. Dziś nie brakuje mi już cierpliwości, mam olbrzymią przyjemność, lubię moich bohaterów, nie nudzę się nimi. Zdarza się, że wywijają jakiś numer, akceptuję to lub zmieniam i piszę dalej.<br />
<br />
I teraz dochodzę do sedna, czyli pytań, które zadała mi Kasia, stawiająca pierwsze kroki pisarka, która ma na koncie debiut oraz wiele sukcesów w konkursach literackich. Kasia zapytała:<br />
<br />
<b>1. Jak uzyskuję pewność, że pomysł na który wpadłam pociągnie całą powieść.</b><br />
To dzieje się samo. Są pomysły, które się pojawiają i wydają się świetne, ale po jakimś czasie, kiedy je analizuję, uznaję, że jednak nie są wystarczająco dobre. Inne, te które wybieram zaczynają się rozkręcać, pojawiają się nowe wątki, postaci. A przede wszystkim pojawia się zakończenie. Zawsze, kiedy siadam do pisania i mam już pomysł, temat i bohaterów, mam też w głowie zakończenie. Dzięki temu wiem, do czego zmierzam. Zdarzyło mi się prowadzić fabułę spontanicznie, pod wpływem weny. Jednak zawsze najpierw jest trzon, czyli: początek, punkty zwrotne i koniec.<br />
<br />
<b>2. Co robię, żeby pisać, kiedy moja wyobraźnia odmawia współpracy, a głowa jakby spuchła.</b><br />
Raczej nie miałam sytuacji, by współpracy jakoś kategorycznie odmówiła wyobraźnia. Natomiast zdarza się, że współpracy odmawia ciało. Dzielę pisanie na dwa procesy: twórczy, czyli wymyślanie, kreowanie, wyobrażanie sobie. To jest bardzo przyjemna część pracy, bardzo zajmująca, dodająca energii. Drugi proces to typowe wielogodzinne ślęczenie nad klawiaturą. I tu już jest trudniej. Bywa, że bolą mnie plecy, że oczy są zmęczone albo tak jak to ujęłaś „głowa jakby spuchła”. Jak więc opanować ten stan, kiedy chcesz pisać, a zarazem nie chcesz? W moim przypadku dobrze sprawdzają się terminy. Gdybym ich nie miała prawdopodobnie rozlazłabym się, pogrążyła się w lenistwie i chaosie. W przypadku z góry ustalonych terminów wiesz, że musisz wziąć się w garść, bo przecież nie chcesz zawalić. I nie ma wtedy wyjścia. Mimo bolących pleców, zmęczonych oczu i spuchniętej głowy – piszę. Zdarzało się, że źle rozplanowałam czas i wtedy musiałam nadganiać, płakałam ze zmęczenia. To był dla mnie sygnał, że muszę poprawić swoją organizację – sama jestem za nią odpowiedzialna. Sama też zgodziłam się na dany termin, a zatem nie ma wymówek. Tym bardziej, że książka już przecież w głowie została napisana, trzeba ją tylko przenieść na papier.<br />
Natomiast gdyby zdarzyło się, że współpracy odmawia wyobraźnia, że kluje się jakiś pomysł, scena, ale nie wiesz co dalej – odpuść. Przestań o tym myśleć. Znajdź sobie inne zajęcie, obejrzyj film albo wyjdź na spacer. To zwykle pomaga, by odpocząć i nabrać świeżego spojrzenia. Może się okazać, że za jakiś czas wyobraźnia ruszy i rozwiniesz ten pomysł albo go odrzucisz, bo wpadniesz na lepszy :)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicTgaDQW7IUayBBK3l6pmQ44d4kpo8YzmBTBHYRSwd-65MGG56aLWSXn5rzgAVyv3SPKgMdezzBljg0J56alnxFq9J087BMMBz8JFCkUZ29rV79Tz4jfleeUqtQr48EqW-s1l3MYXvlNg/s1600/Dapper%25282%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1132" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicTgaDQW7IUayBBK3l6pmQ44d4kpo8YzmBTBHYRSwd-65MGG56aLWSXn5rzgAVyv3SPKgMdezzBljg0J56alnxFq9J087BMMBz8JFCkUZ29rV79Tz4jfleeUqtQr48EqW-s1l3MYXvlNg/s320/Dapper%25282%2529.jpg" width="226" /></a></div>
<br />
<br /></div>
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-20657118133945545662018-10-06T18:33:00.000+02:002018-10-06T18:44:01.443+02:00Magiczne lato, Karmelowa jesień, Anielska zima, Szalona wiosna<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">Dziś post, który ma na celu uporządkować informacje o cyklu "Cztery Pory Roku". Pytacie czasem, od której części zacząć lub czy można je czytać niezależnie. <br />
Dość powszechne jest, że wymieniając pory roku naturalnie zaczynamy od wiosny. U mnie jednak przewrotnie - pory roku zaczęły się latem! :)<br />
Dlaczego?<br />
Otóż "Magiczne lato" w założeniu miało być niezależna powieścią. Nie planowałam kontynuacji książki, nie myślałam o cyklu. Jednak po pewnym czasie od wydania, kiedy było już jasne, że powieść okazała się sukcesem, a wkrótce potem osiągnęła status bestsellera i zewsząd zaczęły płynąć pytania o kontynuację, stanęłam w obliczu wyzwania. Musiałam zadać sobie kluczowe pytanie: dla kogo piszę i dlaczego? Czy realizuję własną artystyczną wizję, nie zważając na to, czego chcą moi czytelnicy, czy może powinnam posłuchać ich głosu? Odpowiedź nasuwała się tylko jedna: Nie ma pisarza bez czytelników. Nie byłoby mnie, gdyby moje książki nie znajdowały odbiorców. Nie mogę zatem ignorować tych głosów. Ale pisałam już coś innego, żyłam już zupełnie inną historią, byłam zaangażowana w życie zupełnie innych bohaterów. Stanęłam więc w rozkroku, nie bardzo wiedząc, co robić. Naturalnym było odłożyć to, co rozpoczęte i pisać kontynuację Magicznego lata. Jednak nie miałam na nią pomysłu! A czas leciał.<br />
I wtedy zadzwoniła Aga Brzezińska (szefowa Grupy Wydawniczej Literatura Inspiruje). Tym swoim spokojnym, a zarazem mocno energetycznym głosem zaczęła rozważać różne rozwiązania, zmuszając tym samym mój mózg do podjęcia aktywności. Wiecie, jak to jest. Czasem człowiek boksuje się sam, próbując podjąć najlepszą decyzję, ale często przemiela wciąż te same myśli. Brakuje innego spojrzenia, świeżości, dystansu. Dlatego warto przemielić problem z kimś innym :)<br />
Nie wiem, ile trwała wymiana myśli z Agą, bo zazwyczaj rozmawiamy dość długo. Jednak wreszcie przyszedł ten moment, to magiczne "klik!", kiedy mój mózg wreszcie zaskoczył! Zaczęłam nawijać jak szalona, że przecież mam cztery bohaterki! Cztery pory roku! Każda inna. A zatem zamiast typowej kontynuacji mogę stworzyć kolejne - powiązane ze sobą - historie, jednak zarazem zupełnie odrębne i świeże! Marianna jest słodka, Kaja zimna jak lód, a Dorota szalona! <br />
I poszło! Wena dopadła mnie silniej niż mogłam się tego spodziewać, neurony w głowie klikały jeden po drugim, tworząc kolejne ścieżki, a tym samym drobiazgowe połączenia fabuły i bohaterów. Wpadłam we FLOW, w ten cudowny stan euforii, który towarzyszy ci podczas tworzenia, kiedy już wiesz, co, po co i dlaczego. I tak właśnie powstawały kolejno: "Karmelowa jesień", "Anielska zima" oraz "Szalona wiosna".<br />
<br />
Tak właśnie wyglądał początek tego cyklu. I dlatego nie zaczyna się od wiosny, lecz od lata. Każdą z części można czytać niezależnie, ponieważ każda jest odrębną historią innej bohaterki. Jednak tło stanowi całość, zarówno czasową jak i fabularną, dlatego warto zacząć od "Magicznego lata" i czytać dalej zgodnie z porami roku :)<br />
<br />
<br />
<b>MAGICZNE LATO</b><br />
<br />
Alicja samotnie wychowuje siedmioletnią Matyldę. Córka bez przerwy choruje, ma obniżoną odporność. Za radą lekarki wyjeżdżają na wieś, żeby dziecko zmieniło klimat i z dala od smogu miasta nabierało sił. Zatrzymują się u dalekiej ciotki – Józefiny. Alicja dopiero na miejscu dowiaduje się, że staruszka para się zielarstwem, a jej specjalnością są miłosne eliksiry. Mimo że dziewczyna początkowo nie wierzy w magiczną moc ziół, a do zajęcia ciotki podchodzi z dystansem, to jednak przychodzi taki dzień, kiedy pokusa skorzystania z mikstury jest wyjątkowo silna…<br />
<br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=EoQSfQLwGKg&t=1s">trailer książki</a><br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.blogger.com/video.g?token=AD6v5dzNqfUcZaNTq10Vbv6raw0wF3BVYddHyxCC5jL2q1RdwL7foYLknDmQsCHVVfLlNbLZIb-3ylToMyFmmnRZtg' class='b-hbp-video b-uploaded' frameborder='0'></iframe></div><br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn7g8dO0grUn-n1GfaLJEIakuEe2QY9A2QLhi33L9P4mkQAsFzIaSdNRxba6cJF_VdnLP7XwOQXSJ-j6qcOUy4AAwQaUdF_z0aHgnED136GKVZNY4_E1bsn9o3VupANUCCvzI9u9j1YB4/s1600/magiczne-lato-b-iext43857796.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="552" data-original-width="386" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn7g8dO0grUn-n1GfaLJEIakuEe2QY9A2QLhi33L9P4mkQAsFzIaSdNRxba6cJF_VdnLP7XwOQXSJ-j6qcOUy4AAwQaUdF_z0aHgnED136GKVZNY4_E1bsn9o3VupANUCCvzI9u9j1YB4/s400/magiczne-lato-b-iext43857796.jpg" width="280" /></a></div><br />
To właśnie w "Magicznym lecie" poznajemy wszystkie cztery bohaterki: Alicję, Mariannę, Kaję i Dorotę. <br />
<br />
<br />
<b>KARMELOWA JESIEŃ</b><br />
<br />
Życie Marianny było usłane różami. Jako jedynaczka mogła liczyć na wsparcie rodziny w każdym względzie. Zagraniczne studia, beztroskie plany na przyszłość, realizacja marzeń – to wszystko w zasięgu ręki. Wszystko zmienia się po tragicznej śmierci rodziców. Kiedy w niedługim czasie umiera również ukochana babcia, Marianna przechodzi załamanie. Młoda, bogata, ale samotna i nieszczęśliwa nie potrafi poradzić sobie ze stratą najbliższych. Wkrótce odkrywa dokumenty, z których wynika, że jej ojciec regularnie przesyłał niejakiej Rosie Rosso pewną kwotę pieniędzy. Trop prowadzi do hiszpańskiej Sewilli, miasta, nad którym unosi się duch Krzysztofa Kolumba, ulice rozbrzmiewają flamenco, a dookoła czuć zapach aromatycznej paelli. Dziewczyna poznaje życie od strony, której wcześniej nie znała…<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMHrtNQ0_67R_klriYdrpZDQnIs8pa52NneTtQ8ZSEAu27Sf1TaGVPtJmCkO5eZZ2n4HiKqbdKFqlVc-bBlFuwXsZmVXgAVCNM1hdQgRieeztkGmWYvVZMm4oCaVXKOQaRHb1k2j4EWNI/s1600/karmelowa-jesien-b-iext43142546.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1001" data-original-width="687" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMHrtNQ0_67R_klriYdrpZDQnIs8pa52NneTtQ8ZSEAu27Sf1TaGVPtJmCkO5eZZ2n4HiKqbdKFqlVc-bBlFuwXsZmVXgAVCNM1hdQgRieeztkGmWYvVZMm4oCaVXKOQaRHb1k2j4EWNI/s400/karmelowa-jesien-b-iext43142546.jpg" width="275" /></a></div><br />
<br />
<b>ANIELSKA ZIMA</b><br />
<br />
Wyniosła i pewna siebie Kaja pragnęła wielkiej miłości i wystawnego życia. Jej narzeczony okazał się jednak oszustem matrymonialnym, przez którego straciła nie tylko pieniądze, lecz także naraziła się na śmieszność. Przerażona perspektywą tłumaczenia się z miłosnej i finansowej klęski, uciekła przed oczami wścibskich koleżanek i zamieszkała w Polance, chcąc za wszelką cenę przekuć swoją porażkę w sukces. Las, który kupiła od naciągacza, ma być teraz jej największą inwestycją. Ale nie wszystko idzie zgodnie z planem, a długi każdego dnia rosną. Dziewczyna, przytłoczona problemami, pokornieje, uświadamiając sobie, że to wcale nie brak pieniędzy jest jej największym zmartwieniem.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeUXmFolqtb2bXZEtt839sPXaXafMXqeiW0dI4kJKcTLJiOZ2OzSlf9cICFS2Pn-BaJ-cPi2Yi2v70Ds9vCrfX5sjc3O6jqv80X4FrpOWTGt9RlSfWmKg7lty5SwzHyW6hHnf6xg8DC_g/s1600/Anielska_zima_front_300.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1093" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjeUXmFolqtb2bXZEtt839sPXaXafMXqeiW0dI4kJKcTLJiOZ2OzSlf9cICFS2Pn-BaJ-cPi2Yi2v70Ds9vCrfX5sjc3O6jqv80X4FrpOWTGt9RlSfWmKg7lty5SwzHyW6hHnf6xg8DC_g/s400/Anielska_zima_front_300.jpg" width="273" /></a></div><br />
<br />
<b>SZALONA WIOSNA</b><br />
<br />
Przebojowa, odważna i przyjaźnie nastawiona do świata Dorota musi zmierzyć się z odrzuceniem. Mężczyzna, w którym była zakochana, właśnie zostawił ją dla innej. Dziewczyną targają skrajne emocje, ale nie byłaby sobą, gdyby poddała się zwątpieniu. Kiedy więc przypadkowo poznaje szamana mającego niezwykłe zdolności, w jej głowie kluje się przebiegły plan. Mała zemsta na niewiernym narzeczonym byłaby doskonałym remedium na smutki. Dorota jest gotowa iść na całość i skorzystać z rozwiązania, które znajduje się poza zasięgiem zwykłych ludzi. Szkopuł w tym, że szaman popełnia błąd, który przynosi dość nieoczekiwane rezultaty…<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLg5fJBiU97QSSbwzDq2ov5Na33-LEhp3By5xZfGdj5hqVlZBU8fTWhdkBQtlgSidDeCP2hBu04LiNQIiAhBvrSzgxm90HZOH1859G_lS7J6Whr2kAjGsQg0Hc8SSA5LLlmoKpaC5hR-M/s1600/szalona-wiosna-b-iext52562744.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="850" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgLg5fJBiU97QSSbwzDq2ov5Na33-LEhp3By5xZfGdj5hqVlZBU8fTWhdkBQtlgSidDeCP2hBu04LiNQIiAhBvrSzgxm90HZOH1859G_lS7J6Whr2kAjGsQg0Hc8SSA5LLlmoKpaC5hR-M/s400/szalona-wiosna-b-iext52562744.jpg" width="283" /></a></div><br />
<br />
<br />
<b>Książki dostępne są oddzielnie lub w pakietach. </b><br />
<a href="https://literaturainspiruje.pl/ksiegarnia/na-kazda-okazje/pakiet-dziewczyny-czytaja-aleksandra-tyl-cztery-pory-roku/">PAKIET CZTERY PORY ROKU</a><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMydznPLz1vJeNlP-DyVxSAdzGSkXrJ9ajFk-Cd9-26z7KmiM_0zX5bAdIPkDyNtmzYktZvGJhh9WeyocUfFfXWOGc7ZGP_RiMAbuSw39itmeM1Csd9LAgcZU2sopyWiIbyZvE2HMENHQ/s1600/Cztery-pory-roku-Aleksandra-Tyl_net.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" data-original-height="600" data-original-width="453" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMydznPLz1vJeNlP-DyVxSAdzGSkXrJ9ajFk-Cd9-26z7KmiM_0zX5bAdIPkDyNtmzYktZvGJhh9WeyocUfFfXWOGc7ZGP_RiMAbuSw39itmeM1Csd9LAgcZU2sopyWiIbyZvE2HMENHQ/s400/Cztery-pory-roku-Aleksandra-Tyl_net.jpg" width="302" /></a></div><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
</div>Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-38358419170524560432018-09-26T19:10:00.000+02:002018-09-26T19:10:29.965+02:00Aleksandra Tyl - spotkania w Katowicach - październik 2018<br />
Z radością informuję, że już 12 i 13 października 2018 r. zagoszczę w Katowicach! Wspólnie z Miejską Biblioteką Publiczną w Katowicach zapraszamy bardzo serdecznie tych którzy mnie już znają oraz tych, którzy są miłośnikami powieści obyczajowych i być może mieliby ochotę rozpocząć przygodę z moimi książkami:) <br />
<br />
12 października odbędzie się spotkanie w Filii nr 12 (szczegóły na plakacie nr 1), podczas którego porozmawiamy o książkach, o bohaterach, o inspiracjach, o życiu. Na miejscu będzie możliwość kupienia książki i oczywiście zdobycia osobistej dedykacji.<br />
<br />
13 października będę natomiast czekać na Was na stoisku Biblioteki w godz. 12.00-13.00 podczas Targów Książki (szczegóły na plakacie nr 2).<br />
<br />
Do zobaczenia!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJwYzFy9Qx2sTE3aUDD0l1eiffzo-IX2ZG14X6lkA4GBUyw4XnD7O_IZIM0gxzMlgvBUOyLRpZ_DMV4DRu7a5d0AHftCjndY0bgmulDiKXPiZcJhuv74y0hshkVx1yhfEZqfTg-1eT7Jw/s1600/12.10.++F.12.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJwYzFy9Qx2sTE3aUDD0l1eiffzo-IX2ZG14X6lkA4GBUyw4XnD7O_IZIM0gxzMlgvBUOyLRpZ_DMV4DRu7a5d0AHftCjndY0bgmulDiKXPiZcJhuv74y0hshkVx1yhfEZqfTg-1eT7Jw/s400/12.10.++F.12.JPG" width="280" height="400" data-original-width="1120" data-original-height="1600" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxgCHkjGdwhsgjaK16V13higqOyt00He_PO1ahdXSaNqjUhPCZ_ERC2bnpA2MjXwybDEz9WKZCGEbxBuGAgi6ZXCRW8dTAPbqYxozsdGLixvZUYcAVyhWolYZPq4iQ96h_9ngG7k3emms/s1600/Targi.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgxgCHkjGdwhsgjaK16V13higqOyt00He_PO1ahdXSaNqjUhPCZ_ERC2bnpA2MjXwybDEz9WKZCGEbxBuGAgi6ZXCRW8dTAPbqYxozsdGLixvZUYcAVyhWolYZPq4iQ96h_9ngG7k3emms/s400/Targi.JPG" width="286" height="400" data-original-width="1142" data-original-height="1600" /></a></div>Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-47552227066002246662018-09-19T12:41:00.000+02:002018-09-19T12:45:03.505+02:00Zasiedziałam sięBardzo chciałabym ćwiczyć. Coś. Cokolwiek. Ślęczenie godzinami przed komputerem nie wychodzi na zdrowie, szczególnie jeśli chodzi o kręgosłup. Zdarza mi się zmieniać pozycję i zamiast przy biurku, przenoszę się na kanapę – z laptopem, albo na łóżko i piszę w pozycji półleżącej. Ale to wciąż jest pozostawanie w jednej pozycji przez jakiś czas. Poza tym, wiele godzin w tygodniu spędzam w samochodzie (wożąc gdzieś dzieci i czekając na nie). <br />
Siedzę też wtedy kiedy mogłabym nie siedzieć. Siedzenie uważam za przyjemne i niemęczące. Kiedy idę na spacer (zdarza się w weekendy) i w parku zobaczę ławkę od razu uaktywnia mi się tryb siedzenia. „ A może usiądziemy?” – proponuję natychmiast. Jeśli dzieci, które w tym czasie jeżdżą na rowerze, hulajnodze, rolkach czy czymkolwiek innym nie wyrażą takiej chęci (a najczęściej nie wyrażają), robię wszystko, żeby jednak jakoś je przekonać. „ A może pójdziemy na lody? A może chcecie pizzę?”. Tu zwykle jest lepiej i po jakimś czasie wreszcie udaje się usiąść.<br />
Jednak bardzo chciałabym ćwiczyć. Ale mi się nie udaje. Jestem typem kanapowca i zwyczajnie nie znoszę ćwiczyć. Jedyną aktywnością, którą lubię jest jazda na rowerze. Niemniej wiem, że powinnam i że nawet jeśli nie lubię, to warto. <br />
Wiadomo! Ale jak się zmusić?<br />
<br />
Próbowałam już aerobicu. Chodziłam z sąsiadką, ale grupa była dość wygimnastykowana i kiedy one robiły trzydzieści powtórzeń jakiegoś ćwiczenia, ja po piętnastym kładłam się zmęczona na macie, zamykałam oczy i udawałam, że mnie tam nie ma. Wreszcie po kilku miesiącach zniknęłam na amen. <br />
<br />
Potem próbowałam zumby, uznawszy że to będzie to, bo przecież lubię tańczyć. Niestety, znów dołączyłam do grupy, która ćwiczyła już od roku i natychmiast pogubiłam się w tych wszystkich krokach. One w prawo, ja w lewo, one dwa kroki w przód, ja w tym czasie obrót (bo mi się zdawało). Wprawdzie pocieszano mnie, że trochę to potrwa zanim załapię, ale moja motywacja skutecznie spadała. Chodziłam tam ze dwa miesiące, jednak kiedy odkryłam, że nie mam talentu do poruszania się synchronicznie z innymi – odpuściłam.<br />
<br />
Następnie były próby biegania. Pierwsza próba porzucona z powodu wadliwego sprzętu do słuchania muzyki w słuchawkach (tak, to wystarczyło, żeby przestać biegać). Przy drugiej próbie wydawało się, że mam większą motywację i że się uda. Od jakiegoś czasu bowiem wielu moich znajomych biegało. Na fejsie widziałam ich treningi, a potem udziały w półmaratonach, maratonach. No i opowiadali, że tak wspaniale, że cudownie, że sama przyjemność i samo zdrowie. To są zwykli ludzie, nie jacyś sportowcy. Pomyślałam, że skoro oni potrafili, to ja też mogę. Nie zamierzałam brać udziału w maratonach, a jedynie biegać regularnie koło domu. Wydawało się proste. Kupiłam sobie odpowiedni strój i buty i zaczęłam. Ale to była późna jesień, wieczór, ciemno. Pobiegłam w stronę, gdzie nie ma chodników, uznawszy że tam będzie spokojniej, bez samochodów i ludzi. No i po kilkunastu metrach wbiegłam w błoto. Noga mi ugrzęzła. Przestało mi się podobać bieganie. Uznałam, że spróbuję znów wiosną. Ale wiosną zapomniałam. I nie biegam.<br />
<br />
Innym razem kolega namawiał mnie na jogę. Mówił, że to świetne dla kręgosłupa, że nie ma szybkiego tempa jak w aerobiku czy zumbie, więc na pewno się nie pogubię. Za każdym razem kiedy się widzieliśmy, podkreślał, że joga jest fajna i on uważa, że to jest coś dla mnie. Wreszcie mnie przekonał. Kupiłam sobie śliczną różową matę do ćwiczeń, odpowiedni strój itp. Pojechałam na zajęcia próbne. Ale nie trafiłam. Krążyłam pod adresem, który zapamiętałam i nie było tam żadnego klubu jogi. Wróciłam więc do domu. Potem okazało się, że zwyczajnie pomyliłam ulice. Niby nic, można spróbować jeszcze raz. Ale po tym zdarzeniu pomyślałam, że joga widocznie nie była mi pisana i odpuściłam.<br />
<br />
Kolejną próbą była siłownia. Wymyśliłam, że jeśli kupię karnet to na pewno będę chodziła. Pojechałam więc, umówiłam się z trenerem, następnie specjalną maszyną zważono mnie i zmierzono poziom tłuszczu. Wyszło na to, że dla maszyny mam 24 lata. Najpierw myślałam, ze to ściema, marketing, ale facet obok mnie – na drugiej maszynie – marudził właśnie, że jemu wyszło więcej, niż ma naprawdę. Chyba nie muszę więc mówić, jaka była moja radość z powodu własnych wyników. Od razu polubiłam siłownię! W dodatku trener ustawił mi takie ćwiczenia, które nie sprawiały żadnych trudności, nie czułam się po nich zmęczona. Chodziłam więc z początku w miarę regularnie i byłam szczęśliwa, że wreszcie znalazłam coś dla siebie. Po kilku tygodniach jednak przestało mi się chcieć, chodziłam już rzadziej, a do tego zaczęły mnie nachodzić wątpliwości. W programie ćwiczeniowym miałam bieżnię, przysiady, brzuszki i podnoszenie lekkich ciężarków. Pomyślałam, że przecież mogę to wszystko robić w domu. Najpierw pójdę na dwudziestominutowy marsz, a potem zrobię przysiady i brzuszki, ciężarki też w domu mam. A zatem po co mam się przygotowywać, jeździć gdzieś samochodem, by potem znowu wracać. Strata czasu, jak nic. Zrezygnowałam więc z karnetu. Jak można się domyślić, był to też koniec mojej przygody z ćwiczeniami. W domu zwyczajnie zapominałam, nie chciało mi się, nie miałam motywacji. Odpuściłam.<br />
<br />
I to by było na tyle. Nie ćwiczę, ale wciąż chcę. Niedawno obejrzałam ciekawy filmik, na którym tłumaczono rewolucyjną japońską metodę wdrażania nowych nawyków, zwaną KAIZEN. Otóż, wedle twórcy tej metody, nie potrafimy robić rzeczy regularnie ponieważ wydają nam się one zbyt trudne, szybko się nudzimy, oczekujemy szybko wyników. Pół godziny czy godzina ćwiczeń to zbyt wiele dla kogoś, kto dotychczas nie ćwiczył. Perspektywa godziny zniechęca i powoduje że szybko odpuszczamy. A zatem, jak proponuje twórca należy skrócić ten czas do… minuty! Codziennie, w tym samym czasie, powtarzać założoną czynność, tylko przez minutę.<br />
Just one minute, no more! ;)<br />
Tutaj link do tego filmiku, może Wam się przyda: <a href="https://www.youtube.com/watch?v=9DbvSl_C_kY&list=PLQSpfpLFSH9G2P6s2reWD7580yTpZM6y6">Metoda KAIZEN</a><br />
<br />
Tak więc wrażam aktualnie brzuszki, codziennie przez minutę. :) Świetna metoda! Dzięki niej wreszcie zaczęłam regularnie ćwiczyć ;) Bułka z masłem!<br />
<br />
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-58287933006637002372018-09-17T15:08:00.000+02:002018-09-17T21:33:39.308+02:00Zrobię to jutro - czyli jak osiągnąć mistrzostwo w prokrastynacjiOdkładanie, przekładanie, przesuwanie, odwlekanie… <br />
<br />
Prokrastynacja to problem, który dotyka wiele osób, szczególnie w obecnych czasach, kiedy tempo życia jest niezwykle szybkie, a ilość rzeczy do załatwienia na co dzień zamiast maleć – przyrasta. <br />
Nigdy nie sądziłam, że ja także mam tendencję do odwlekania. Jestem osobą energiczną, zdecydowaną i raczej bez problemów realizuję wyznaczone zadania. A jednak. Kiedy analizuję swój przypadek, wychodzi na to, że zaczynałam prokrastynować już w szkole – nauka na ostatni moment, przygotowanie prezentacji w ostatniej chwili. Najpierw duży stres, spowodowany odwlekaniem, a potem wielka ulga, że jednak zdążyłam. I że jednak wszystko się udało. Chyba właśnie wtedy mój mózg zaczął zapisywać na swoim twardym dysku to przecudowne uczucie euforii i satysfakcji, które towarzyszyło mi, kiedy wreszcie załatwiłam długo odkładaną sprawę. I chciał więcej. Podążałam więc radośnie tą drogą, dostarczając sobie z jednej strony nieprzyjemnego stresu (cholera, powinnam to zrobić!), ale potem wynagradzając sobie ten stres tysiąckrotnie (uff! Jak mi dobrze, wreszcie to zrobiłam! Teraz czeka mnie nagroda :))<br />
<br />
I właściwie można powiedzieć, że zaczęło się niewinnie i tak mogłoby niewinnie trwać, ale przyszedł moment, w którym zorientowałam się, że odkładam na później już niemal wszystko, co tylko da się odłożyć. O dziwo nie zawalałam terminów – tych zewnętrznie ustalonych. Jednak kiedy nie było terminu, dawałam sobie nieskończony czas. Zauważyłam, że – nie wiadomo kiedy – wspięłam się na wyżyny prokrastynacji, dokonując masochistycznych aktów dowalania sobie stresu, narażania się na pretensje koleżanek, którym coś obiecałam a potem uznawałam, że mam czas i zrobię to jutro. Wstyd przyznać, ilu znajomych czekało miesiącami na jakieś obiecane przeze mnie zdjęcia ze wspólnych wakacji, ilu obiecałam coś wysłać. Na przykład moja przyjaciółka – Iza, która mieszka obecnie w Nowej Zelandii już od roku czeka na paczkę z książkami. Sama zobligowałam się dostarczyć jej trochę polskiej literatury na ten koniec świata, to był mój pomysł, właściwie to miał być prezent na ubiegłe święta… (ubiegłe? A może te jeszcze wcześniejsze – zleciało!) Rozmawiałyśmy kilka razy, za każdym razem biłam się w piersi i obiecywałam że… tak, tak – że zrobię to jutro. Izuś! Jeśli przypadkiem czytasz ten tekst, to informuję że książki już spakowałam. Czekają na wysyłkę. I już jutro wybieram się na pocztę.<br />
<br />
No właśnie – jutro.<br />
<br />
Czas jest pojęciem względnym. Dla mnie bywa wyjątkowo elastyczny. Ciągle mam wrażenie, że jeszcze tyle czasu, że przecież nic się nie stanie, jeśli coś odłożę. <br />
<br />
Mówi się, że prokrastynacja nie wynika z lenistwa – żeby odwlec jakąś rzecz robimy przecież tysiąc innych – sprzątamy, czytamy cos arcyważnego albo załatwiamy milion innych spraw, byle nie robić tej, która czeka. To prawda – ja na przykład piszę teraz tekst o prokrastynacji, żeby odwlec pisanie książki. Bo przecież na to drugie mam jeszcze czas. A krótki tekst nie wymaga wiele, mogę go zrobić już.<br />
Inaczej mówiąc – przekładamy to, co wydaje nam się trudniejsze, bardziej angażujące. Wysłać paczkę? Nic trudnego, ale przecież najpierw trzeba ją spakować, zabezpieczyć, a potem jeszcze dotachać na pocztę. Wykonać jakiś projekt? Super, ale on wymaga uwagi, skupienia, czasu etc. Prościej jest więc natychmiast posprzątać. Napisać książkę? Świetnie, ale przecież wiem, że to zajmuje wiele długich tygodni, machnę więc w wolnej chwili coś krótszego i od razu będę miała efekt w postaci wykonanego zadania.<br />
<br />
Kilka lat temu postanowiłam podjąć walkę. Kiedy już prokrastynacja zaczęła mnie uwierać i zauważyłam, że gorzej chyba już być nie może, zaczęłam szukać pomocy. Wiecie jak to jest – szewc bez butów chodzi ;) Mam wykształcenie psychologiczne i – mimo że nie pracuję zawodowo jako psycholog, to korzystam z posiadanej wiedzy i znam te wszystkie mechanizmy. Nie da się jednak prowadzić terapii na sobie. Musi być ktoś z zewnątrz, kto łapie dystans i będzie cię prowadził. Wiedziałam, kogo szukam: specjalisty od prokrastynacji. Kiedy znalazłam odpowiednią osobę powiedziałam bez ogródek: „Jestem w tym mistrzem. Dasz radę?”. „Dam” – odpowiedział. Ale nie dał. Z początku było super, tygodniowe spotkania, prace domowe, dzielenie większych zadań na małe części, rygor. Miałam bat nad głową i realizowałam wszystko jak strzała. Ale potem, z biegiem czasu, wróciłam na dawne tory. <br />
<br />
Wciąż jestem mistrzynią, ale chętnie oddam komuś palmę pierwszeństwa. Zarzucam prokrastynację. <br />
Co się stało? Głupia rzecz. Moja prawie dziesięcioletnia córka dwa tygodnie temu, a był to piątek, wróciła ze szkoły i od razu zasiadła do odrabiania lekcji. Powiedziałam do niej: „Wyluzuj, masz na to czas, jest piątek, a przed tobą jeszcze cały weekend”. Spojrzała na mnie jakbym spadła z kosmosu i spytała: „Ale po co? Zrobię to od razu i będę już miała z głowy”.<br />
<br />
Proste? Najprostsze! A najlepsze jest to, że wszyscy o tym wiemy, ja też! Nie raz powtarzałam sobie: „Zrobię to i będę miała z głowy”. Ale widocznie nie byłam dla siebie przekonująca, bo zaraz potem pojawiała się myśl: „Ale po co, przecież mam czas”. <br />
Szczerze zdumiony wzrok córki i to lekko wypowiedziane krótkie zdanie podziałały na mnie lepiej niż wielotygodniowy couching i dziesiątki podejmowanych po drodze prób. Jak widać każdy musi znaleźć własny klucz do siebie, bo nie ma uniwersalnej recepty. Owszem są narzędzia, bardzo przydatne, ale dopóki sam nie zmienisz schematu myślenia, nie będziesz potrafił się nimi posługiwać albo nauka zajmie dużo czasu.<br />
<br />
Zauważyłam, że od dwóch tygodni przekładam coraz mniej. Oczywiście, nie od razu Kraków zbudowano, mam na ogarnięcia zamierzchłe przedawnienia, jak choćby ta nieszczęsna paczka (może już się przyzwyczaiłam do tego, że stoi i czeka), ale jednak z dnia na dzień zaległych, odraczanych spraw ubywa. Pewnie pomyślicie: no tak, ale przecież dopiero co przytaczałaś przykład że piszesz ten tekst, by odroczyć pisanie książki. Owszem. Jednak tym razem odroczyłam nie na jutro, a tylko na godzinę. Mój mózg trochę odpoczął od fabuły i mogę do niej wrócić już :)<br />
<br />
Sądzę, że moim przypadku odraczanie zwyczajnie weszło mi w krew, że to taki sam nawyk jak późne wstawanie. Tak więc u mnie walka z nawykami trwa! A jak jest u Was?<br />
<br />
Buziaki!<br />
<br />
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-42086705671391508142018-09-16T18:39:00.000+02:002018-09-16T18:39:08.034+02:00Idziemy do lasu! na grzyby :)Wrzuciłam dziś na FB post o wyprawie do lasu, na grzyby. I od razu zadzwoniła koleżanka z pytaniem, skąd rozpoznaję, co można zbierać, czy nie boję się, że zamiast borowika w moim koszyku wyląduje muchomor.<br />
Otóż nie boję się :) Od dziecka razem z rodzicami i siostrą jeździłam na grzyby. I choć nie jesteśmy wybitnymi specjalistami w tej dziedzinie - to znamy podstawowe typy i tylko tych szukamy. Są to podgrzybki, borowiki, maślaki, a czasem kurki. Tyle nam wystarczy, by zasuszyć na zimę do zupy :) A frajda ze zbierania jest wielka. Czas spędzony razem, świeże powietrze, piknik na łonie natury. <br />
Moje dzieciaki też polubiły taką aktywność. Oprócz grzybów wypatrujemy mrowisk, hub, śladów dzikich zwierząt, a przy okazji czerpiemy energię płynącą prosto z natury.<br />
<br />
Jak podaje Focus.pl, <b>przebywanie w otoczeniu przyrody wzmacnia uważność, inteligencję, witalność, radość, relaksację, koncentrację i bezstronność.<br />
Jak wykazały japońskie badania - dwadzieścia minut patrzenia na drzewa zmniejsza poziom kortyzolu, hormonu stresu, o 13,4 procent.</b><br />
<br />
Dlatego nawet jeśli nie znacie się na grzybach, boicie się ich zbierać, to i tak warto iść do lasu, tak po prostu, na spacer. Korzyści są ogromne, to nie mity!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCoZSFZw9Who0uDBkKO1kGZF1hrSwWTq-fCvsVqtAnIHWKt_BUduMsjhyMuQd3diJiIvwXA0YehivPoHDFRqXyUrW7Kyk8e08jq1gVjhQ7MAiYilX5pRygpZ20cK4b7GnXPzo0l_yodcM/s1600/41934094_1961339270832255_8389440566525427712_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgCoZSFZw9Who0uDBkKO1kGZF1hrSwWTq-fCvsVqtAnIHWKt_BUduMsjhyMuQd3diJiIvwXA0YehivPoHDFRqXyUrW7Kyk8e08jq1gVjhQ7MAiYilX5pRygpZ20cK4b7GnXPzo0l_yodcM/s320/41934094_1961339270832255_8389440566525427712_n.jpg" width="240" height="320" data-original-width="1200" data-original-height="1600" /></a></div><br />
<br />
PS Minusem grzybobrania (pod warunkiem, że jest akurat wysyp grzybów) jest to, że potem mam grzybowe sny! Jeszcze przed zaśnięciem, pod powiekami majaczą mi brązowe kapelusze i nie potrafię się ich pozbyć :)<br />
<br />
<br />
<br />
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-30948456809177555112018-09-15T13:37:00.002+02:002018-09-15T13:37:16.086+02:00Bezsenne noce, senne dni<br />
Od lat pracowałam nocą. Noc przychodziła do mnie z energią, weną, a przede wszystkim z ciszą i spokojem. Noc od zawsze kojarzyła mi się z czasem, który mam tylko dla siebie – kiedy cały świat już śpi, kiedy nikt nie przeszkadza, nic nie rozprasza, nic się nie dzieje. Świat się dostosował do mojego funkcjonowania – mąż zawoził dzieci do szkoły, znajomi nie dzwonili przed południem, nawet listonosz nie pukał do drzwi przed trzynastą. To nocą czułam najwięcej energii do działania. Byłam tak przyzwyczajona, że choć czasem chciałam, to nie potrafiłam zasnąć przed czwartą nad ranem. Zdarzało się, że kładłam się spać o świcie, a nawet – jeśli miałam coś ważnego na drugi dzień z rana – wcale nie kładłam się spać. Zaczęłam jednak dostrzegać, że czas jakby się kurczy (jestem mamą – mam więc mnóstwo innych obowiązków prócz pracy zawodowej). Okazywało się, że przez funkcjonowanie nocą dzień stawał się zdumiewająco krótki. Ot, wstałam, wypiłam kawę, odpowiedziałam na maile, wykonałam kilka telefonów i trzeba już było jechać po dzieci, zrobić zakupy, zorganizować obiad, zawieźć na zajęcia dodatkowe. I nagle przychodził wieczór. <br />
<br />
Nadszedł czas, kiedy poczułam, że chcę zmiany. Że tej zmiany domaga się mój organizm, że zaczynam się źle czuć funkcjonując w ten sposób – trochę jak zombie. Bo przecież bezsenną noc trzeba odespać – a wtedy śpi się do południa. I mimo że odsypiałam, to budziłam się zmęczona, wciąż chciało mi się spać. Rozkręcałam się dopiero na wieczór.<br />
Niełatwo jest się przestawić, kiedy coś wejdzie ci w krew. Niełatwo jest pokonać nawyki. To czasem jak walka z wiatrakami, syzyfowa praca, którą wykonujesz, a i tak po pewnym czasie kończysz tam, gdzie zacząłeś. Podejmowałam wiele prób, z różnym skutkiem. Czasem udawało mi się wytrwać trzy, cztery dni, czasem tydzień. Nie chcę zliczać, ile prób podjęłam, ile zaliczyłam w tym temacie porażek. Nie chcę zliczać ile to wszystko trwało tygodni, miesięcy, może nawet lat. Ważne, że dziś chyba jestem już na prostej i wreszcie mogę powiedzieć, że się udało!<br />
<br />
Co zadziałało?<br />
Próbowałam różnych sposobów. Najpierw tych najprostszych, intuicyjnych, czyli na przykład nie kładłam się spać, żeby dotrwać do wieczora i zasnąć ze zmęczenia około dwudziestej. Wtedy wstawałam o czwartej i dalej miałam swoją ukochaną noc, a jednak przede mną był dzień. To było świetne, ale nie udało mi się tak funkcjonować zbyt długo, bo jakoś tak naturalnie przesuwałam godziny, w których kładłam się spać, a zarazem te, w których wstawałam. Skończyło się na zwyczajowym: piąta rano-trzynasta w południe.<br />
Zaczęłam oglądać dziesiątki poradników na YouTube: Jak nauczyć się wstawać rano. Ludzie mają naprawdę ciekawe metody! Odstawiać budzik daleko od łóżka (robiłam to, nie zadziałało), chlusnąć sobie w twarz zimną wodą jeszcze w łóżku (nie próbowałam, aż tak zdesperowana chyba nie byłam), zrezygnować z funkcji drzemki (nie udało się), odliczać do pięciu (próbowałam, nic z tego), ćwiczyć (no cóż, też nie dałam rady).<br />
<br />
Potem, kiedy podczas jednego ze spotkań autorskich wspomniałam o moim nawyku zasypiania nad ranem, dziewczyny z księgarni poleciły mi książkę : „Siła nawyku” (Charles Duhigg). Przeczytałam ją pełna nadziei, że to jest to, co mi pomoże. Rzeczywiście, to świetna książka, zawiera wiele ciekawych informacji. I z początku czułam się zmobilizowana. Ponoć żeby zmienić swój nawyk potrzeba jest 21 dni. Wystarczyło mi sił na… tydzień? Może dwa. Bo trafiła się impreza, jakieś urodziny czy wesele i znów mój cykl został przez tę jedną noc zaburzony.<br />
<br />
A człowiek ma taką naturę, że jak już się trochę podda, to przestaje mu zależeć. Więc kolejne tygodnie trwałam w bezczynności, szczęśliwa, że noc znów jest moja.<br />
Możecie zapytać: Skoro byłaś w tym szczęśliwa, to dlaczego chciałaś zmiany? Dlaczego chciałaś się unieszczęśliwić?<br />
Ano, to było tak, że czułam się szczęśliwa nocą, natomiast w dzień znów nachodziły mnie gorzkie myśli, że tracę dzień, męczyło mnie poczucie bezsilności. Zaczęła narastać we mnie frustracja, że nie potrafię dokonać tej zmiany. Halo! Jak to? Ja nie potrafię?? <br />
<br />
Uparcie więc próbowałam znów i znów. Nie przejmowałam się porażkami, wierząc, że w końcu się uda. Aż wreszcie trafiła się okazja, by wykorzystać, a przynajmniej spróbować wykorzystać potencjał 21 dni. Dwa tygodnie wakacji podczas których postanowiłam nie pracować, nie pisać (a ponieważ pisałam do tej pory głównie nocą, to samo to postanowienie zwolniło mnie z obowiązku niespania w nocy), postanowiłam też wstawać na każde śniadanie (wcześniej bywało różnie, zazwyczaj nie wstawałam i jadłam później cokolwiek), postanowiłam też nie balować (z wiadomych względów ;) ). Wiedziałam, że jeśli to wszystko by się udało, to po powrocie do domu zostanie już tylko 7 dni, by osiągnąć upragnione 21.<br />
Czy było łatwo? Nie! Wręcz przeciwnie: zmuszałam się, by wytrwać w tej nowej codzienności, zmuszałam się, żeby wstać na śniadanie albo żeby po nim nie uciąć sobie jeszcze drzemki. Zmuszałam się, żeby położyć się spać najpóźniej o północy i żeby zasnąć (co staje się trochę prostsze kiedy wcześniej wstajesz), zmuszałam się, żeby nie czytać, nie pisać, nie przeglądać fejsa. Nie robić późnym wieczorem już nic, co mogłoby przywołać mój mózg do trybu aktywności.<br />
Zmuszałam się, ponieważ wiedziałam, że taka okazja (dwutygodniowe wakacje) szybko się nie powtórzy. <br />
Po powrocie do domu jechałam na automacie. Żadnych wymagających aktywności późnym wieczorem. Dalej zmuszałam się by kłaść się wcześniej i wstawać wcześniej.<br />
I podziałało!<br />
<br />
Dwadzieścia jeden dni! Zgadza się!<br />
<br />
Dziś mija miesiąc mojego dziennego trybu pracy. Może to za wcześnie, żeby obtrąbić pełny sukces, ale czuję się z siebie dumna! Czuję się świetnie w nowym trybie. Wysypiam się i wstaję wypoczęta. Może nie o szóstej, ale dziesiąta to już świetny wynik! <br />
Uwielbiam noce. Uważam, że mają w sobie nieprawdopodobną magię. Zapewne będzie mnie do nich ciągnąć i prawdopodobnie nie raz ulegnę. Jednak mam nadzieję, że będą to wyjątki, a nie jak dotychczas reguła :)<br />
<br />
Pozdrawiam wszystkie nocne marki! I wszystkie skowronki też! <br />
<br />
<br />
<br />
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-12564077581885506372018-09-13T15:57:00.000+02:002018-09-13T15:57:09.612+02:00Reaktywacja mojego bloga :)Tak, zaniedbałam bloga! Tak, od kilku lat jestem aktywna na Facebooku i myślałam, że to załatwia sprawę :) Jestem też na Instagramie i rzecz jasna pod mailem ;)<br />
Jednak podczas spotkań autorskich doszły mnie głosy, że chcecie, abym nadal pisała bloga - szczególnie dla tych, którzy nie są użytkownikami mediów społecznościowych i wiele aktualności, informacji o spotkaniach, książkach im umyka. Usłyszałam, że sporo osób wchodziło na mojego bloga i czekało na wpisy, a ja tak po prostu zarzuciłam tę aktywność, przenosząc się w inne miejsce.<br />
Przemyślałam sprawę i oto znów jestem!<br />
Postaram się publikować regularnie, w miarę możliwości. <br />
Jeśli macie ochotę o czymś szczególnym przeczytać, podrzucajcie tematy, piszcie w komentarzach albo do mnie na maila. Każdą sugestię wezmę pod uwagę. Bądźmy w kontakcie.<br />
Zapraszam też do subskrybcji, dzięki czemu nie ominą Was nowe wpisy.<br />
Pozdrawiam ciepło i wracam do blogowych porządków, trochę się uzbierało podczas tak długiej nieobecności ;)<br />
Buziaki!<br />
<br />
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-66420912829722114542017-11-23T09:51:00.000+01:002017-11-23T09:51:28.627+01:00Aleksandra Tyl - trasa spotkań autorskich listopad/grudzień 2017<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiB62R0hh59CI9kM6nxf1vWPj00HJj17fVia4Gp9kzyuZ9CshJYe_Yy3iNrgF7_EwTHoex4v1pk5ZdJlhi8s8aMu8etaiISvFk5lyCE7aM5OoQD5Mm-BHH6PcclXbwm_cN7njH9gIVeuuY/s1600/trustyour+%25283%2529.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiB62R0hh59CI9kM6nxf1vWPj00HJj17fVia4Gp9kzyuZ9CshJYe_Yy3iNrgF7_EwTHoex4v1pk5ZdJlhi8s8aMu8etaiISvFk5lyCE7aM5OoQD5Mm-BHH6PcclXbwm_cN7njH9gIVeuuY/s640/trustyour+%25283%2529.jpg" width="453" height="640" data-original-width="1132" data-original-height="1600" /></a></div>Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-32485422928446129862016-11-07T14:21:00.000+01:002016-11-07T14:21:12.052+01:00Zapraszam :)<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaF1M2RYwhpSSTA4t98pVWIBaHs0D5skbJe6PyeyRjIunQkeciQh45TF8jnbObnjWyaJ6SGhuMGdooGLe2Qr6wu7dMi-hsNIf0AOSKC249zua1faLOt4OWW8vdWKeu5kO2IM6pNIbBa6M/s1600/matras_spotkanie.jpg" imageanchor="1" ><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaF1M2RYwhpSSTA4t98pVWIBaHs0D5skbJe6PyeyRjIunQkeciQh45TF8jnbObnjWyaJ6SGhuMGdooGLe2Qr6wu7dMi-hsNIf0AOSKC249zua1faLOt4OWW8vdWKeu5kO2IM6pNIbBa6M/s640/matras_spotkanie.jpg" width="460" height="640" /></a><div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on"><br />
</div>Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-78382225451670736772016-11-02T19:39:00.000+01:002016-11-02T19:39:12.210+01:00"Karmelowa jesień" już w sprzedaży! <br />
"Karmelowa jesień" już w sprzedaży! <br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6INQRoZ8I2_dwj5qiYu3T9wxrPc4h8IDDVbV3oBxtHoSSuI84Z7sq4tYaXnXYU6o28PfmWyO9LAKlQJ3iwRJ3Rh8Zv_m11jDyaQV8taqfd96LylphrTX4mf1Nu0cjsYD8K-zigx6dR2Y/s1600/ok%25C5%2582adka_Karmelowa+jesie%25C5%2584.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6INQRoZ8I2_dwj5qiYu3T9wxrPc4h8IDDVbV3oBxtHoSSuI84Z7sq4tYaXnXYU6o28PfmWyO9LAKlQJ3iwRJ3Rh8Zv_m11jDyaQV8taqfd96LylphrTX4mf1Nu0cjsYD8K-zigx6dR2Y/s400/ok%25C5%2582adka_Karmelowa+jesie%25C5%2584.JPG" width="275" height="400" /></a></div><div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on"><br />
</div>Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-32645239142778501522016-06-20T17:24:00.001+02:002016-06-20T17:24:25.827+02:00Festiwal Książki w Opolu 18-19.06.2016<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhup5f6MfhnaYrhMGwOrkqYydoOtplSkOihXnepolxxsVpEuNPlXxY30b1pFqsaq_XiYig3lvFw-JFU9WYHBb-Vp2ozQ_olmoqzh5-wNV0IgoQjwIJkqUxSysJqrerqAVo3gNPkBVPHLYA/s1600/foto+Opole.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhup5f6MfhnaYrhMGwOrkqYydoOtplSkOihXnepolxxsVpEuNPlXxY30b1pFqsaq_XiYig3lvFw-JFU9WYHBb-Vp2ozQ_olmoqzh5-wNV0IgoQjwIJkqUxSysJqrerqAVo3gNPkBVPHLYA/s400/foto+Opole.jpg" /></a></div>Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-20863789617992594702016-02-19T23:43:00.000+01:002016-02-19T23:43:01.433+01:00<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFNjSXmqamhdQ07sCNIjRcUAvgQQg2cNpdhB69PI89BYFVVQzCYYB28QVZmcAP13NlGAELDtZxXG1U_oWsqcoxH-F_z1PBHwR5hidRbTR2z85wjau2-POwZohQtasF8-NJqqEF9EoqOss/s1600/kawa+i+truskawki8.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFNjSXmqamhdQ07sCNIjRcUAvgQQg2cNpdhB69PI89BYFVVQzCYYB28QVZmcAP13NlGAELDtZxXG1U_oWsqcoxH-F_z1PBHwR5hidRbTR2z85wjau2-POwZohQtasF8-NJqqEF9EoqOss/s400/kawa+i+truskawki8.jpg" /></a></div><div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on"><br />
</div>Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-81497918865342086842015-12-04T13:44:00.000+01:002015-12-04T13:44:39.399+01:00konkurs mikołajkowy :)<br />
Kochani! <br />
Zapraszam na mój profil na FB, gdzie trwa konkurs mikołajkowy, w którym do wygrania jest "Magiczne lato" z autografem.<br />
Konkurs trwa do 6 grudnia. Książka zostanie wysłana po mikołajkach, żeby mogła trafić do kogoś z Was prosto pod choinkę. :)<br />
Pozdrawiam ciepło! <br />
Aleksandra Tyl<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3PlggG9fE9xx0thO-Dypvdu3VOU73z0R5whuE_-Thr1MEUdoPrLsI4iTZ4Q9qJH-xgJ3WTzxUqhM4wdz7r2ZjqWEL63_LEnXPobJw_ruzGGfecFltU2IbzCaqlzTyjsjKBYfsbx2ETUw/s1600/Aleks_foto1_%25C5%259Bwi%25C4%2599ta.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh3PlggG9fE9xx0thO-Dypvdu3VOU73z0R5whuE_-Thr1MEUdoPrLsI4iTZ4Q9qJH-xgJ3WTzxUqhM4wdz7r2ZjqWEL63_LEnXPobJw_ruzGGfecFltU2IbzCaqlzTyjsjKBYfsbx2ETUw/s320/Aleks_foto1_%25C5%259Bwi%25C4%2599ta.jpg" /></a></div>Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-82042885994663769522015-06-23T02:11:00.000+02:002015-06-23T02:11:30.842+02:00"Magiczne lato" na lato! :)<br />
Kochani!<br />
Dziś premiera mojej nowej książki!<br />
Weźcie ze sobą na wakacje - na leżak, na plażę, na łąkę:)<br />
<br />
Życzę miłej lektury i miłego lata!<br />
<br />
<br />
<b>MAGICZNE LATO</b><br />
<br />
Alicja samotnie wychowuje siedmioletnią Matyldę. Córka często choruje, ma obniżoną odporność. Za radą lekarki wyjeżdżają na wieś, żeby dziecko zmieniło klimat i z dala od smogu miasta nabierało sił. <br />
Zatrzymują się u dalekiej ciotki – Józefiny. Alicja dopiero na miejscu dowiaduje się, że staruszka para się zielarstwem, a jej specjalnością są miłosne eliksiry. <br />
Mimo że dziewczyna początkowo nie wierzy w magiczną moc ziół, a do zajęcia ciotki podchodzi z dystansem, to jednak przychodzi taki dzień, kiedy pokusa skorzystania z mikstury jest wyjątkowo silna…<br />
<br />
<b>CZY TO MAGIA, CZY MIŁOŚĆ?</b><br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5dPGEy7vkBxUglLgCBvCkA1khqO2yShUm5vPX9UDpo1Euc65fdrLra5YyWkSjSXAwZ56xUseBorvFG3cg0RYQPnu_WHIt_xtIrus_ddfNjTTJ2OLPnajLcLQmwkYjVvfofio1o7hI2QI/s1600/ok%25C5%2582adka_magiczne+lato_gotowa.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5dPGEy7vkBxUglLgCBvCkA1khqO2yShUm5vPX9UDpo1Euc65fdrLra5YyWkSjSXAwZ56xUseBorvFG3cg0RYQPnu_WHIt_xtIrus_ddfNjTTJ2OLPnajLcLQmwkYjVvfofio1o7hI2QI/s400/ok%25C5%2582adka_magiczne+lato_gotowa.JPG" /></a></div>Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-49403873800584571722014-03-29T13:40:00.001+01:002014-03-29T13:40:34.509+01:00Uprzejmie donoszę:)<br />
Kochani, zanim ukaże się moja kolejna książka, którą właśnie kończę pisać, uprzejmie donoszę iż do księgarń właśnie trafia drugie wydanie "Alei Bzów"!<br />
Bardzo się cieszę! <br />
Chciałabym podziękować w tym miejscu Annie Nawrot, Piterowi Murphy'emu oraz blogerce ukrytej pod pseudonimem Cinka26 za wyrażenie zgody na umieszczenie ich recenzji na okładce książki! Ślicznie dziękuję!<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwArPoTDGLw00Z1Kqz1FUDAm7ILY4EU63sISHztCE_cjGTEjMU9kmpvaGCZRJ75V1Ow4XP9uANNW99Hsm-5GyN44PP_YPmKW6Pu86U_8u-PA4ivvgmUjy9gsXquYCFgUt7N0RvqKvZBfM/s1600/okladka_aleja_bzowNOWA.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwArPoTDGLw00Z1Kqz1FUDAm7ILY4EU63sISHztCE_cjGTEjMU9kmpvaGCZRJ75V1Ow4XP9uANNW99Hsm-5GyN44PP_YPmKW6Pu86U_8u-PA4ivvgmUjy9gsXquYCFgUt7N0RvqKvZBfM/s320/okladka_aleja_bzowNOWA.JPG" /></a></div><br />
<br />
Spieszę również donieść, iż zarówno "Aleja Bzów" jak i "Szczęście pachnie bzem" ukazały się kilka dni temu także w formie elektronicznej. Mimo że sama dopiero uczę się korzystać z czytników, to już doceniam ich wygodę i choć pewnie całkowicie się nie przestawię na e-booki (ech, ten zapach papieru - jestem tradycjonalistką), to jednak w podróży mogą być niezastąpione!<br />
<br />
Zapraszam Was na mój FB - będę tam na bieżąco zamieszczać recenzje, notki oraz informacje o konkursach, w których można wygrać książki:)<br />
<br />
Pozdrawiam ciepło i wiosennie,<br />
Aleksandra TylAleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-36853488298477808902014-02-06T11:02:00.001+01:002018-09-15T17:59:22.451+02:00Wróżka przez SMS<br />
Jakiś czas temu niefortunnie wysłałam SMS-a na jakiś konkurs.<br />
Prawdopodobnie chciałam wygrać sto tysięcy w radiu zet. Pieniędzy nie wygrałam, za to mój numer trafił do wielkiej bazy numerów i od tamtej pory regularnie, co tydzień atakuje mnie... wróżka.<br />
W jednym tygodniu pisze że widzi wielki sukces i powie więcej, jak odpiszę "TAK", w drugim tygodniu, że w moim otoczeniu jest kobieta która mi źle życzy i oczywiście wróżka pomoże ją zidentyfikować, jeśli wyślę SMS-a "TAK", w kolejnym tygodniu widzi u mnie "łzy radości", a w kolejnym pyta się, czy nie odnoszę wrażenia, że opuściło mnie szczęście w grach losowych...<br />
I tak dalej, i tak dalej.<br />
Oczywiście nie odpisuję na te SMS-y, to pewnie jakiś automat, więc nawet gdybym odpisała "dziękuję, nie chcę" (SMS 2,46 zł) to i tak nic by to nie dało. Więc ignoruję, bo nie wiem, gdzie można się wykreślić z tej bazy.<br />
Wróżka jednak, mimo mojej ignorancji i braku odpowiedzi się nie poddaje.<br />
Dziś dostałam dramatycznego SMS-a: "Jeżeli to co powiem się nie sprawdzi, kończę z TAROTEM!"<br />
<br />
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-57075054739781366802014-01-31T11:30:00.002+01:002018-09-15T18:00:06.170+02:00Brak asertywnościDo kilku postanowień noworocznych typu: ograniczę jedzenie słodyczy, zapiszę się w końcu na jogę etc. dochodzi jeszcze jedno, może nawet najważniejsze: nauczę się być asertywna.<br />
<br />
Często daję się namówić na coś, na co nie mam ochoty, bo nie potrafię odmówić, bo nie chcę sprawić przykrości, bo to, bo tamto, bo dupa. Jestem dupa. I tyle, a potem pluję sobie w brodę, że nie byłam bardziej stanowcza, asertywna. <br />
<br />
Tak jak dziś. Patrzę w lustro i wkurzam się, że dałam się fryzjerce namówić na rudy kolor włosów. Dlaczego? Przecież nigdy nie miałam rudego, nie myślałam o nim, uważam, że to nie jest mój kolor. <br />
<br />
Mój naturalny kolor to ciemny blond. Mało wyrazisty, zwyczajny taki - ot, jakich wiele. Kiedyś, jeszcze w szkole średniej, kiedy na rynku nie było tylu specyfików co dziś, większość moich koleżanek rozjaśniała sobie włosy wodą utlenioną (tak, tak, takie były wówczas sposoby!). Ja - nie chcąc dołączać do rozjaśnianych blondynek, ale mając tez ochotę na "dorosłą zmianę" farbowałam się na brąz. I wiele lat to trwało. Aż w końcu wróciłam do swojego koloru i teraz najlepiej czuję się w jasnych włosach. Nie platynowych, ale właśnie słomkowy, ciepły blond. <br />
<br />
Moja dotychczasowa fryzjerka wiedziała co lubię i zawsze wychodziłam od niej zadowolona.<br />
Ale ona już nie pracuje - teraz jest inna.<br />
Nie lubię zmian.<br />
<br />
Poprosiłam o dotychczasowy kolor. <br />
Ale namówiła mnie na rudy. Bo będę bardziej wyrazista, bo uwydatni oczy, będzie do mnie pasował.<br />
Nie miałam ochoty, kurcze, wcale nie miałam ochoty.<br />
Ale w końcu pomyślałam sobie: a może ona wie lepiej? Może widzi coś, czego ja nie widzę i ten rudy odcień naprawdę się sprawdzi? Ech, niech będzie.<br />
<br />
Efekt mnie NIE poraził. Ale nie potrafiłam (!) powiedzieć, że mi się nie podoba. Bąknęłam coś, że może muszę się przyzwyczaić, że może jutro spojrzę na siebie bardziej przychylnym okiem.<br />
W dodatku fryzura (a dodam że mam proste półdługie włosy) wyglądała fatalnie. Jakbym wstała właśnie z łóżka (a wtedy lepiej mnie nie oglądać).<br />
Zaprzyjaźniona kosmetyczka, widząc moją minę, postanowiła ratować sytuację i zrobiła mi gratisowy makijaż.<br />
Widocznie też zauważyła to, co i ja widziałam. Że nie jest dobrze, rudy to nie mój kolor.<br />
I tak właśnie wróciłam do domu - prosto od fryzjera. <br />
Z fryzurą, jakby mnie piorun postrzelił, ale za to umalowana.<br />
Syn na mój widok zmrużył oczy i powiedział: "Jesteś jakaś inna".<br />
Moja córcia: "Ale to jednak cały czas chyba mama..."<br />
Mój mąż za to postanowił mnie pocieszyć: "Ślicznie wyglądasz! Ale fryzjera chyba powinnaś zmienić".<br />
<br />
No tak. Odliczam dni, kiedy włosy trochę się wypłuczą, odpoczną i wyruszam na poszukiwania nowego salonu. <br />
<br />
Problem żaden, włosy da się przecież przefarbować, dramatu nie ma.<br />
Ale ta sytuacja uświadomiła mi, że KOLEJNY raz dałam się namówić na coś, wbrew sobie.<br />
Nie mam pojęcia, jak wyćwiczyć asertywność. Jak powiedzieć komuś: "schrzaniłeś, nie podoba mi się". <br />
Nie potrafię. Bo nie chcę, żeby tej bądź co bądź miłej osobie zrobiło się przykro, że schrzaniła. Żeby jej nie urazić, nie popsuć samopoczucia.<br />
Może powinnam zapisać się na jakiś kurs?<br />
<br />
A wy? Jak dajecie sobie radę w takich sytuacjach?<br />
<br />
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-31097764841897239912014-01-11T02:21:00.000+01:002018-09-15T18:01:00.485+02:00Koszmar minionego lata<br />
Uaktywniłam się dzisiaj blogowo po długiej przerwie. Spowodowanej remontem w domu i ogólnym brakiem czasu.<br />
Remont zaczęliśmy latem pełni wiary w to, że dwa miesiące wystarczą...<br />
Z dwóch miesięcy zrobiło się pół roku. Bo jeszcze to, a jeszcze tamto. A przy okazji jeszcze to. <br />
Naiwnie myślałam, że robotnicy będą sobie pracować, a ja będę sobie w tym czasie pisać.<br />
Przysięgam, nie wiem, skąd w głowie zbudował mi się taki obraz, bo przecież niby jak oni by mieli pracować, żebym i ja mogła pracować? W ciszy? Burzyć ściany po cichutku, zrywać stare podłogi, kafelki? A potem cichutko, cichutko kłaść nowe??<br />
Hmmm, naprawdę nie mam pojęcia dlaczego myślałam, że to będzie jakoś tak wszystko szybko, sprawnie i w dodatku bez hałasu. I mimo że wszyscy ostrzegali, żeby opuścić dom na czas sajgonu, bo taki generalny remont to wielka sprawa i huk, i pył, to ja się upierałam, że nie ma, absolutnie nie ma takiej potrzeby, dzieci wyekspediujemy do dziadków, a ja tu będę wszystkiego pilnować, koordynować, sprawdzać czy wszystko idzie zgodnie z planem. <br />
Mąż robił kółko na czole, ale w końcu zgodził się, żebym została szefem remontu. Byłam naprawdę podekscytowana. Ja i tysiąc robotników. <br />
Pierwszy kryzys dopadł mnie po miesiącu. Rzeczywiście, okazało się, że hałas, pył, gruz, wiercenie w ścianach, kucie - to wszystko zaczyna mnie przerastać.<br />
Któregoś dnia mąż wrócił z pracy i zastał mnie zamkniętą w garderobie. Z obłędem w oczach tłumaczyłam, że wwiercają mi się do mózgu, że to dudnienie słyszę każdą komórką swojego ciała, że nie wyjdę stąd - nigdy, przenigdy nie opuszczę swojego azylu. Kiedy wyjaśnił, że hmmm... i tam będą wiercić, bo jakieś kable, bo coś - musiałam zrobić naprawdę znaczącą minę, ponieważ tego samego dnia zostałam wywieziona do hotelu za miasto.<br />
Sądzę, że wówczas nadawałam się raczej do psychiatryka. Myślę, że w głowie mojego męża też toczyła się wojna, gdzie lepiej byłoby mnie wysłać. Stanęło na hotelu, może dlatego że bliżej i bez zbędnych formalności.<br />
Wystarczyło. Po tygodniu wróciłam zrelaksowana, gotowa do dalszej walki.<br />
<br />
Drugi kryzys dopadł mnie pod koniec listopada, kiedy kolejny raz stolarz, u którego zamówione zostały meble kuchenne etc. przekładał terminy. A to coś musiał dopieścić, a to wymiary mu się pomyliły, a to coś tam jeszcze. Masakra.<br />
Podobno zawsze jak coś się sypie w remoncie, to przez stolarza. To prawda! <br />
Szkoda gadać - temat rzeka - na odrębne opowiadanie.<br />
<br />
Jest styczeń. Niby już prawie, ale jeszcze kilka rzeczy zostało. Jednak wreszcie robi się cudnie. <br />
Mam nadzieję, że szybko zakończymy remont i wkrótce zapomnę o całym tym koszmarze.<br />
Co najważniejsze: w końcu mam wspaniałą biblioteczkę, gdzie mieszczę książki! <br />
No i zaczynam oddychać, uaktywniam się, piszę. Odzyskuję spokój. <br />
Nigdy więcej remontu. <br />
<br />
<br />
<br />
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-10730967849664202642013-06-18T15:58:00.002+02:002018-09-19T13:32:55.877+02:00Fotograf stóp...Mam szczęście do świrów. Rowerowych...<br />
Kiedyś, gdy stałam na przystanku autobusowym, a była to jesień i wieczór, podjechał na rowerze pewien... hmmm... sportowiec. Dobrze ubrany (strój typowo rowerowy), przystojny, lat ok. 30, krótko obięty blondyn. Zatrzymał się przy mnie i zagaił:<br />
- Dobry wieczór. <br />
- Dobry wieczór - odparłam. <br />
- Mam do pani nietypową prośbę.<br />
- Słucham?<br />
- Widzi pani, jestem ekshibicjonistą. Czy miała by pani może chwilę, żeby pójść ze mną gdzieś na ubocze, ot, choćby do tamtej bramy (dodam, że rzecz działa się w okolicy metra Politechnika). I ja bym się przed panią rozebrał. To zajmie dosłownie chwilę.<br />
- ??? Że co? Mam z panem iść w ciemną bramę? - spytałam odruchowo, ale kątem oka łypałam czy nie jest to przypadkiem ukryta kamera. Nie bałam się - co prawda stałam trochę dalej od tłumu na przystanku, ale mimo wszystko bliskość tego tłumu sprawiała, że czułam się bezpiecznie.<br />
- Wiem, że to nietypowa prośba. - Uśmiechnął się szarmancko. - Ale zapewniam, że nie zrobię pani nic złego, tylko pani popatrzy...<br />
Właściwie powinnam powiedzieć, że nie mam ochoty patrzeć, ale będąc przekonana, że to ukryta kamera lub ukryty radiowy mikrofon postanowiłam wejść z panem ekshibicjonistą w rozmowę.<br />
- Często się pan tak rozbiera?<br />
- Różnie.<br />
- A ma pan chętne do oglądania?<br />
- Mam koleżanki, które czasem się godzą. No, ale to jednak straciło już swój urok, bo dobrze się znamy, trudno mi znieść ich uśmieszki pod nosem.<br />
- Rozumiem... - udałam zadumaną i naprawdę rozumiejącą sytuację.<br />
- To co, przejdziemy się do tej bramy? - spytał z nadzieją.<br />
- Chętnie. Ale niestety, właśnie jedzie mój autobus. - Skłamałam, widząc nadjeżdżający pojazd. Nie mój numer, ale mimo wszystko chciałam uciec. - Może innym razem.<br />
- No trudno, do zobaczenia.<br />
- Do zobaczenia.<br />
<br />
Przyznać muszę, że był miły i grzeczny, bardzo uprzejmy i kulturalny - jak na ekshibicjonistę... ?? Hmmm, trudno o porównanie, bo innych nie miałam okazji poznać.<br />
<br />
Przypomniał mi się ten epizod, ponieważ w niedzielę miałam podobny. Otóż byłam z mężem i dziećmi na spacerze. Znajomi wciągnęli nas w grę terenową, która polega na zdobywaniu wrogich portali. Świetna zabawa, cały dzień na powietrzu. Zmierzchało już, gdy powoli kierowaliśmy się w stronę parkingu. Przystanełam, żeby ostrzelać portal niebieskich i go zdobyć, natomiast mój mąż i dzieciaki wysunęli w tym czasie ostro do przodu. Kiedy i ja ruszyłam, okazało się, że są już w samochodzie. Szłam więc bez pośpiechu, delektując się przyjemnym wieczorem, dostawiając do portalu rezonatory i ciesząc iż wyjątkowo nie tną komary. Nagle podjechał rowerzysta. Dobrze ubrany, przystojny - brunet.<br />
- Dobry wieczór.<br />
- Dobry wieczór. - Zmierzyłam go zwrokiem w obawie, czy nie jest złoczyńcą, bo bądź co bądź przystanek w środku miasta a wyludniony park to jest różnica. Ale wyglądał porządnie.<br />
- Przepraszam, że tak panią zaczepiam, już mówię o co chodzi. Otóż jestem fotografem...<br />
O Boże, pomyślałam, może jakiś łowca modelek:) Ale po chwili przyszło otrzeźwienie, że przecież nie mam już osiemnastu lat, a w spacerowym ubraniu, bez fryzury i makijażu daleko mi do Anji Rubik, ba! w takim wydaniu daleko mi do jakiejkolwiek piękności. Więc czego on chce?<br />
- I?? - Spytałam krzywo, żałując że chociaż make upu sobie nie zrobilam - cholera wie, może omija mnie właśnie międzynarodowa kariera?? :):)<br />
- Bardzo chciałbym zrobić zdjęcie pani stóp.<br />
- Aha - westchnęłam rozczarowana. Czyli jednak nie zostanę międzynarodową gwiazdą modelingu... - Nie, raczej nie... - odparłam patrząc na swoje stopy obute w niezbyt wyględne, ale za to wygodne trampki.<br />
- Dlaczego?<br />
- Bo nie mam czasu.<br />
- Ale to tylko chwilka, naprawdę. Nie rozumiem, dlaczego kobiety nie godzą się, aby robić im zdjęcia stóp.<br />
- Nie wiem, dlaczego się nie godzą. Ja po prostu nie mam czasu. Mąż na mnie czeka o tam, na parkingu.<br />
- To naprawdę zajmie tylko chwilę.<br />
Już ja ci dam chwilę, zboczeńcu! - pomyślałam. Ale ponieważ był grzeczny, to i ja starałam się być miła.<br />
- Chętnie bym panu pomogła, ale naprawdę nie mogę teraz. Jestem w tym parku w innym celu. Proponuję iść za dnia na plażę lub na basen, tam z pewnością trafi pan na wiele różnych stóp, których właścicielki zgodzą się zapozować do zdjęcia. Albo niech pan poszuka w internecie, tam na pewno także jest sporo zdjęć różnych stóp.<br />
- A, to nie wiedziałem. A pani tez się interesuje? <br />
- Nie, przepraszam, nie interesuję się stopami. Nie mam już czasu na pogawędki, bo właśnie rozwalam w tym parku portale.<br />
- Nie rozumiem, jakie portale?<br />
- Wrogie - wyjaśniłam. - Muszę je zaatakować, dostawić swoje rezonatory, zalinkować do kolejnych portali, żeby stworzyć pole.<br />
- Rezonatory... - mruknął niepewnie, patrząc na mnie jak na wariatkę.<br />
- No więc sam pan widzi, że nie mam czasu.<br />
- Tak, tak, teraz już rozumiem. Do widzenia - powiedział nazbyt szybko, wsiadł na rower i tyle go widziałam.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-4660164226665948372.post-91108315946426156642013-05-09T23:52:00.000+02:002018-09-15T18:03:38.398+02:00Moje uzależnienie. Dziwne...Zaczęło się niewinnie. W listopadzie ubiegłego roku, a może ciut wcześniej. Od drinków z koleżanką. Zazwyczaj zamawiałam na kruszonym lodzie. Drink, jak drink, ale ten lód tak cudownie się chrupało...<br />
Zapragnęłam więcej i więcej. Nie drinków. Lodu.<br />
Kiedy byłam samochodem i nie mogłam sobie pozwolić na ulubionego drinka aż mnie skręcało - dopóki nie wpadłam na pomysł, żeby zamawiać wariację bezalkoholową. I lód dzięki temu był. W końcu drinki poszły w niepamięć, bo nie opłacało się ich kupować - o wiele tańsza okazała się cola z duuużą ilością kruszonego lodu.<br />
Zaczęłam robić go sobie w domu, za pomocą znalezionej w piwnicy wielce hałaśliwej kruszarki. Ale uszy od tego bolały, a że robiłam często, to nie tylko moje uszy, lecz cała rodzina cierpiała. Przerzuciłam się więc na tłuczek do mięsa i nim waliłam w bryłki lodu, aby je skruszyć.<br />
<br />
Po kilku tygodniach znudziło mi się kruszenie - zaczęłam się zadowalać lodem w kostkach. Już mi było wszystko jedno - z lenistwa, bo nie chciało mi się kruszyć.<br />
Mój mąż - zauważywszy tę dziwną pasję, kupił mi w grudniu maszynę do produkowania lodu, żebym nie musiała czekać, aż zrobi się w zamrażarce.<br />
Teraz chyba żałuje, bo od tamtej pory maszyna chodzi niemal non-stop...<br />
<br />
Kolega, który u nas bywa, widząc, że lód z maszyny szybko znika, któregoś razu, podczas mojej nieobecności naprodukował całą szufladę w zamrażarce, żebym miała zapas.<br />
<br />
Z początku jak widać wszyscy byli zaangażowani, choć jeszcze wtedy nie zdawali sobie sprawy z ilości, które jestem w stanie pochłonąć. Lód niby był, niby znikał, ale przecież nikt go nie liczył:)<br />
Aż do wczoraj.<br />
<br />
Spodobał mi się pomysł mrożenia lodu na zapas, więc kiedy szłam spać - to, co zostało w kostkarce wrzucałam do zamrażarki (o ile wcześniej tego nie zjadłam oczywiście). Mój mąż zaangażował się w produkcję, widząc ile radości mi sprawia zapas ukochanych kostek. Już się przyzwyczaił, że w restauracjach zamawiam colę i szklankę lodu, że kelnerzy mnie rozpoznają, że określenie "duża ilość lodu" to nie znaczy trzy, ale trzydzieści kostek. Ale chyba dopiero wczoraj zdał sobie sprawę z ogromu... tego problemu...<br />
<br />
Wieczorem otworzył zamrażarkę, chcą wyjąć kilka kostek do swojego napoju.<br />
- Gdzie jest lód??? - spytał zdziwiony.<br />
- Zjadłam - odpowiedziałam, nie rozumiejąc jego zdumienia. Przecież wszyscy - z nim na czele - wiedzą, że pożeram lód w ilościach hurtowych.<br />
- Ale tu były jakieś trzy kilogramy lodu!<br />
- No zjadłam. - Wzruszyłam ramionami. - Nie martw się, już się robi nowy.<br />
- To nie jest normalne... - wymamrotał, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Dopiero co była pełna zamrażarka.<br />
- Przecież codziennie zjadam kilka kilogramów... - zauważyłam.<br />
- Kilka kilogramów?? To nie jest normalne... - powtórzył.<br />
<br />
To nie jest normalne. Jego słowa dźwięczały mi w uszach. Szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym wcześniej. Owszem, staram się nie gryźć lodu, dopóki ni zmięknie w ustach na tyle, aby go bez problemu schrupać - nie chcę sobie połamać zębów. Poza tym, to tylko woda.<br />
Owszem, zauważam pewien dyskomfort z tym związany - spojrzenia zdumionych ludzi w knajpach, kiedy posługując się dwiema rurkami - operuję nimi niczym pałeczkami, by wyjąć kolejną i kolejną kostkę ze szklanki. Poza tym nie zawsze mam dostęp do lodu. Ostatnio w samolocie, kiedy go zabrakło poczułam się jak alkoholik albo narkoman - aż mną trzęsło, bo przecież nie mogłam nic zrobić. O ile na lądzie o lód nie trudno (nawet na stacjach benzynowych mają), to w powietrzu jest z tym kłopot. <br />
To nie jest normalne...<br />
<br />
Przeszukałam Internet, bo przecież jest tu wszystko. I owszem - znalazłam cykl arcyciekawych programów o różnych uzależnieniach. Okazuje się, że ludzie potrafią się uzależnić od niewiarygodnych rzeczy - jedzenia płyt kartonowo-gipsowych, wkładek zmiękczających pranie, plastiku (tych jest chyba najwięcej). Ale to są wszystko rzeczy niejadalne.<br />
Ja się uzależniłam od lodu, a nie od płyt czy kamieni.<br />
Wpisałam więc w google taką właśnie frazę. I jakież było moje zdziwienie, że nie jestem jedyna!<br />
Mało tego - okazuje się, że uzależnienie od chrupania kostek lodu może być objawem... niedokrwistości. O rany, nie wiem, jaki to może mieć związek, bo przecież anemia spowodowana jest brakiem żelaza, a nie wody, no ale może coś w tym jest.<br />
Już dwa razy walczyłam z tą paskudą, myślałam, że się rozstałyśmy raz na zawsze. Być może wróciła.<br />
W wolnej chwili pójdę na badania z ciekawości. <br />
<br />
Tak czy inaczej, trudno mi sobie obecnie wyobrazić funkcjonowanie bez przepysznego lodu:) Nawet czekolady jem obecnie mniej, ma to więc dobre strony - dietetyczne:)<br />
<br />
Aleksandra Tylhttp://www.blogger.com/profile/09440035423847470431noreply@blogger.com18