Zrobię to jutro - czyli jak osiągnąć mistrzostwo w prokrastynacji

Odkładanie, przekładanie, przesuwanie, odwlekanie…

Prokrastynacja to problem, który dotyka wiele osób, szczególnie w obecnych czasach, kiedy tempo życia jest niezwykle szybkie, a ilość rzeczy do załatwienia na co dzień zamiast maleć – przyrasta.
Nigdy nie sądziłam, że ja także mam tendencję do odwlekania. Jestem osobą energiczną, zdecydowaną i raczej bez problemów realizuję wyznaczone zadania. A jednak. Kiedy analizuję swój przypadek, wychodzi na to, że zaczynałam prokrastynować już w szkole – nauka na ostatni moment, przygotowanie prezentacji w ostatniej chwili. Najpierw duży stres, spowodowany odwlekaniem, a potem wielka ulga, że jednak zdążyłam. I że jednak wszystko się udało. Chyba właśnie wtedy mój mózg zaczął zapisywać na swoim twardym dysku to przecudowne uczucie euforii i satysfakcji, które towarzyszyło mi, kiedy wreszcie załatwiłam długo odkładaną sprawę. I chciał więcej. Podążałam więc radośnie tą drogą, dostarczając sobie z jednej strony nieprzyjemnego stresu (cholera, powinnam to zrobić!), ale potem wynagradzając sobie ten stres tysiąckrotnie (uff! Jak mi dobrze, wreszcie to zrobiłam! Teraz czeka mnie nagroda :))

I właściwie można powiedzieć, że zaczęło się niewinnie i tak mogłoby niewinnie trwać, ale przyszedł moment, w którym zorientowałam się, że odkładam na później już niemal wszystko, co tylko da się odłożyć. O dziwo nie zawalałam terminów – tych zewnętrznie ustalonych. Jednak kiedy nie było terminu, dawałam sobie nieskończony czas. Zauważyłam, że – nie wiadomo kiedy – wspięłam się na wyżyny prokrastynacji, dokonując masochistycznych aktów dowalania sobie stresu, narażania się na pretensje koleżanek, którym coś obiecałam a potem uznawałam, że mam czas i zrobię to jutro. Wstyd przyznać, ilu znajomych czekało miesiącami na jakieś obiecane przeze mnie zdjęcia ze wspólnych wakacji, ilu obiecałam coś wysłać. Na przykład moja przyjaciółka – Iza, która mieszka obecnie w Nowej Zelandii już od roku czeka na paczkę z książkami. Sama zobligowałam się dostarczyć jej trochę polskiej literatury na ten koniec świata, to był mój pomysł, właściwie to miał być prezent na ubiegłe święta… (ubiegłe? A może te jeszcze wcześniejsze – zleciało!) Rozmawiałyśmy kilka razy, za każdym razem biłam się w piersi i obiecywałam że… tak, tak – że zrobię to jutro. Izuś! Jeśli przypadkiem czytasz ten tekst, to informuję że książki już spakowałam. Czekają na wysyłkę. I już jutro wybieram się na pocztę.

No właśnie – jutro.

Czas jest pojęciem względnym. Dla mnie bywa wyjątkowo elastyczny. Ciągle mam wrażenie, że jeszcze tyle czasu, że przecież nic się nie stanie, jeśli coś odłożę.

Mówi się, że prokrastynacja nie wynika z lenistwa – żeby odwlec jakąś rzecz robimy przecież tysiąc innych – sprzątamy, czytamy cos arcyważnego albo załatwiamy milion innych spraw, byle nie robić tej, która czeka. To prawda – ja na przykład piszę teraz tekst o prokrastynacji, żeby odwlec pisanie książki. Bo przecież na to drugie mam jeszcze czas. A krótki tekst nie wymaga wiele, mogę go zrobić już.
Inaczej mówiąc – przekładamy to, co wydaje nam się trudniejsze, bardziej angażujące. Wysłać paczkę? Nic trudnego, ale przecież najpierw trzeba ją spakować, zabezpieczyć, a potem jeszcze dotachać na pocztę. Wykonać jakiś projekt? Super, ale on wymaga uwagi, skupienia, czasu etc. Prościej jest więc natychmiast posprzątać. Napisać książkę? Świetnie, ale przecież wiem, że to zajmuje wiele długich tygodni, machnę więc w wolnej chwili coś krótszego i od razu będę miała efekt w postaci wykonanego zadania.

Kilka lat temu postanowiłam podjąć walkę. Kiedy już prokrastynacja zaczęła mnie uwierać i zauważyłam, że gorzej chyba już być nie może, zaczęłam szukać pomocy. Wiecie jak to jest – szewc bez butów chodzi ;) Mam wykształcenie psychologiczne i – mimo że nie pracuję zawodowo jako psycholog, to korzystam z posiadanej wiedzy i znam te wszystkie mechanizmy. Nie da się jednak prowadzić terapii na sobie. Musi być ktoś z zewnątrz, kto łapie dystans i będzie cię prowadził. Wiedziałam, kogo szukam: specjalisty od prokrastynacji. Kiedy znalazłam odpowiednią osobę powiedziałam bez ogródek: „Jestem w tym mistrzem. Dasz radę?”. „Dam” – odpowiedział. Ale nie dał. Z początku było super, tygodniowe spotkania, prace domowe, dzielenie większych zadań na małe części, rygor. Miałam bat nad głową i realizowałam wszystko jak strzała. Ale potem, z biegiem czasu, wróciłam na dawne tory.

Wciąż jestem mistrzynią, ale chętnie oddam komuś palmę pierwszeństwa. Zarzucam prokrastynację.
Co się stało? Głupia rzecz. Moja prawie dziesięcioletnia córka dwa tygodnie temu, a był to piątek, wróciła ze szkoły i od razu zasiadła do odrabiania lekcji. Powiedziałam do niej: „Wyluzuj, masz na to czas, jest piątek, a przed tobą jeszcze cały weekend”. Spojrzała na mnie jakbym spadła z kosmosu i spytała: „Ale po co? Zrobię to od razu i będę już miała z głowy”.

Proste? Najprostsze! A najlepsze jest to, że wszyscy o tym wiemy, ja też! Nie raz powtarzałam sobie: „Zrobię to i będę miała z głowy”. Ale widocznie nie byłam dla siebie przekonująca, bo zaraz potem pojawiała się myśl: „Ale po co, przecież mam czas”.
Szczerze zdumiony wzrok córki i to lekko wypowiedziane krótkie zdanie podziałały na mnie lepiej niż wielotygodniowy couching i dziesiątki podejmowanych po drodze prób. Jak widać każdy musi znaleźć własny klucz do siebie, bo nie ma uniwersalnej recepty. Owszem są narzędzia, bardzo przydatne, ale dopóki sam nie zmienisz schematu myślenia, nie będziesz potrafił się nimi posługiwać albo nauka zajmie dużo czasu.

Zauważyłam, że od dwóch tygodni przekładam coraz mniej. Oczywiście, nie od razu Kraków zbudowano, mam na ogarnięcia zamierzchłe przedawnienia, jak choćby ta nieszczęsna paczka (może już się przyzwyczaiłam do tego, że stoi i czeka), ale jednak z dnia na dzień zaległych, odraczanych spraw ubywa. Pewnie pomyślicie: no tak, ale przecież dopiero co przytaczałaś przykład że piszesz ten tekst, by odroczyć pisanie książki. Owszem. Jednak tym razem odroczyłam nie na jutro, a tylko na godzinę. Mój mózg trochę odpoczął od fabuły i mogę do niej wrócić już :)

Sądzę, że moim przypadku odraczanie zwyczajnie weszło mi w krew, że to taki sam nawyk jak późne wstawanie. Tak więc u mnie walka z nawykami trwa! A jak jest u Was?

Buziaki!

Komentarze

Popularne posty